Wiersze MISI - DANUSI KĘPIŃSKIEJ |
Moje TerazUfna, pogodna, pokorna. Pełzają ogniki w kolorowych kloszach Kwiaty nie tam gdzie powinny. Wspominam: Moje tak, Twój zachwyt, nasza noc I życie na jeden ton Na marsz z tej samej nogi, Na zgubione klucze, Na wiosenne przeziębienia, Na ................ zawsze. Potem ta noc, ten krzyk, ta bezsilność I puste miejsce przy stole, Samotny krawat w szufladzie, Nie podpisana uwaga w dzienniczku, Marzenia już nie do spełnienia. |
ŚWIĘTAGdy śnieg zastygnie w brylantową szadź Staniemy skupieni wokół tej bieli najbielszej I odurzeni zapachem zieleni najzieleńszej, Otuleni ciepłem świec, Ze ściśniętym gardłem, Zza zasłony łez Popatrzymy na pusty talerz - Nieczułego wartownika naszego stołu… Wtedy wzruszeni, z sercem pełnym pokory Podamy ten cudowny okruch chleba I obiecamy sobie miłość Przyrzekniemy dobroć Będziemy życzyć szczęścia I minie ucisk gardła I wyschną łzy, I nie zapytamy – dlaczego? Na naszym stole coraz mniej talerzy... Bo przecież przyszedł czas nadziei, Bo nastało Boże Narodzenie, Bo Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami. |
Wędrówka księżycai gwiazdy potrącał, wędrówkę rozpoczął od zamku, Wspomniał dźwięki muzyki i lamp migotanie, tańce, śpiew, fajerwerki bo wspomnień udręka, hełmy, karabiny choć nie chce i cierpki smak zniknął, pobiegł między chmurami bo gród wcale mały, kościoły spały w prawdzie przemierzał wytrwale pokłonił się ludzkim dłoniom Grudzień, 2004 r |
JESIEŃkorale jarzębiny na drzewach zawiesza, umęczonym nogom dywan z liści ściele. liście kruche z drzew bezwzględnie odwiewa, przed deszczu strugami ukrywać się każe. Cóż poradzić – idzie zima. Listopad 2004 r |
MOJE TERAZUsiedliśmy razem do pociągu życie, Mijaliśmy dworce niepokój i trwoga, Staliśmy długo na przystankach szczęście, Aż przyszła stacja nieznana – rozstanie. Dzisiaj na zimnej płycie stawiam chryzantemy, W świecy knot zapalam drżącą ręką, I jednej sekundy o wiele za dużo, By nie pamiętać co zostało za mną. Nie ma już marzeń do spełnienia razem, Dróg do przebycia krok w krok, ręka w rękę, Porannej herbaty na świtu witanie, Muśnięcia policzka na dnia pożegnanie. Przy mnie w przedziale tylko cień pozostał, Zdjęcie w albumie z Twym uśmiechem słodkim, Samotnie oglądany wschód słońca nad morzem, Zapach wody kolońskiej w ręczniku zamknięty. I chociaż łzy wciąż mają słonogorzki smak, i zapalona zapałka nadal w dłoni drży, To pociąg mój niezłomnie pędzi w dal, Wystukując uparcie dwa słowa – pamiętaj, trwaj! |
GRODNOStoisz wśród lasu, na wysokiej skale, bronisz dostępu murem okolony. Twój wiek sędziwy przyznaje nam prawo do rozgrzeszania za to, co się niegdyś działo. Na wieżę wiodły strome, wąskie schody, łamaną ich linię poręcz łagodziła. Kamienne podłogi zdobiły dywany, wszystko oglądały oczy z twych witraży. Zaznałeś niesprawiedliwości i okrucieństw sporo, nad głowami z portretów brak poświaty złotej. Pamiętać musisz gwałt i krew przelaną nieraz, bo to jest historia lat twego tu bytu. W salach pobrzmiewają echa twej przeszłości, z lochów dobiega nikły jęk więzionych. W labiryncie korytarzy i ślepych zaułkach, można spotkać ducha strzegącej cię damy. Dziś komnaty otwarte tchną spokojem błogim, uchylasz podwoje dla licznych swych gości. Przeszłością barwną okrzepły, wzmocniony, zwracasz się ufnie ku latom przyszłości. |
Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej |
LATORóżowy wschód słońca rozświetlił parapet, I ciepłym promieniem skinął uniżenie, Szepcząc filuternie – to wszystko dla Ciebie - rosa brylantowa na porannej trawie, - ciężki kwiat słonecznika na smukłej łodydze, - łan zboża kołysany południowym wiatrem, - pachnące truskawki skąpane w śmietanie, - przesypywany leniwie piasek na rozgrzanej plaży, - łopot żagli sunących po szmaragdzie wody, - kumkanie nieharmonijne żab w kępach tataraku, - lawendowy krąg nieba z dziesiątkami ptaków, - ule rozrzucone jak punkty na skraju sadu, - koncert świerszczy za płotem w porze obiadu, - rozedrgane żarem powietrze w miejskich autobusach, - błyszczące brązem ciała w koszulkach przykusych, - deszcz szybki, rzęsisty zmywający pot z twarzy, - tęcza siedmiobarwna jak droga do marzeń - lampiony gwiazd na aksamicie nieba, - jedno wielkie pragnienie – takich lat nam trzeba! |
TRYPTYK EROTYCZNYTy z rozwianymi włosami i plecakiem na ramieniu Świetlista i świeża jak poranna rosa. Przebiegasz obok mnie obdarzając nieśmiałym uśmiechem, Odwracam głowę i patrzę na twą znikającą postać. Nogi jak w murowane w żwir dróżki, w głowie zamęt. Rysuję Ciebie pytaniami, na które nie mam odpowiedzi - Czy jesteś płocha jak sarna, czy śmiała jak puma? Czy lubisz tańczyć, czy rozmowę o zmroku? Czy bawią Cię podchody, czy zachęta na wprost? Czy oblizujesz palec po zjedzeniu czekoladki? Czy marszczysz czoło jak się czemuś dziwisz? I chociaż jeszcze uściski rąk są nam obce To ja już opuszkiem palca dotykam Twego policzka, Odgarniam z czoła niesforny kosmyk, Marzę - o z całowaniu łzy po wyjściu z kina, Otulenia Cię ciepłym szalikiem, gdy wieje wiatr, Wdychaniu zapachu fiołków, które trzymasz w dłoni. Dziewczyno z marzeń – czy nazwę Cię moją? A kiedy przyjdziesz do mnie ze słońcem na rzęsach świecącym, I zawiśniesz wzrokiem na mych wargach oczekujących Moje opadłe skrzydła podniosą się do lotu, Strach o zwykłe, ludzkie jutro zniknie Bo zamkniesz mnie w uścisku swych ramion, Osłonisz jak tarczą przed światem. Z moich lic zniknie rumieniec, zapalą się iskry w oczach I będziemy szeptać cichutko słowa upojne. Czubkami palców nakreślimy wzory na naszych ciałach, Od twarzy aż do stóp. Z pocałunkami jak ciepły deszczyk, oddechami jak letni wietrzyk, Bez parawanu wstydu będziemy spadać w głębię rozkoszy. Wilgoć splecionych ciał przeniesie nas w nierealny świat Już nie będziemy pamiętać, że pot i łzy mają ten sam słony smak Zapamiętam się w żarliwości słów, rozdygotaniu rąk I będziemy podążać w stronę tęczy i będzie krzyk, spełnienie, cud. Czy widzieliśmy naprawdę gwiazdy, Czy tylko taflę jeziora? Czekasz na niego z rosnącym niepokojem, Wyobraźnia podsuwa obrazy sprzed lat Jednak rzeczywistość krzyczy rozpaczą, że one nie wrócą. I kaskady ponurych myśli przetacza przez mózg. Podobno wiara czyni cuda, Czy cud przydarzy się tej nocy? Boisz się, boisz, że dzisiaj także zabłądził i uległ, Że zawładnęła nim „pani” w przeźroczystej sukience I z ironią spogląda na ruch ręki w górę, Na gwałtowne odchylenie głowy i ten znany gest. W miarę jak on nabiera ochoty na więcej, Ona nieprzyzwoicie szybko znika. Taki mocarny, odważny wraca do ciebie Witasz go oddzielona murem obojętności Ale z wyschniętych ust nie pada słowo skargi, Gdybyż spojrzeniem można wykrzyczeć ból? Czy wyzwolisz się poprzez ręce złożone jak do modlitwy, Czy ustami otwartymi jak do krzyku? Nie widzi gęstniejącej nienawiści, pożądanie domaga się ujścia Pokój mrocznieje, w zapadającej ciemnościami rani twe ciało, Stalowym, nieczułym uchwytem rąk. On się spełnił, tobie pozostały niechciane łzy, nieposłuszne łzy. |
W pokoju smukły świerk stoi,
|
ZIMAświat spowił dywan śniegu, chmury mają barwę ciemnego grafitu, pułap nieba wyraźnie się zniżył. Deszczu i śniegu nam dosyć, świerszcza bzykania brakuje, dni wiele przeminąć musi by zauważyć się dało, jak promień słońca kwiaty na łące maluje. |
ZAPROSZENIEW kąt ryż, makarony, niech znika i kasza, Na stół są podane półmiski z mięsiwem, Kaczka z jabłkiem, ćwiartki chrupiącej sarniny, Polędwica duszona a do niej borówki, Kotlety jagnięce, w salaterkach surówki, Gęś w zielonym sosie z dużym kalafiorem, Homar z francuskim groszkiem, szparagi duszone, Karp w ziołach, łosoś z rusztu na maśle pieczony, Ciasto z bakaliami, kremy i słodyczy kosze, ... na tak skromny posiłek chętnie gości sproszę. Dziś wystarczyć nam musi mała szkolna salka, Pogaduchy o zmroku, przyjacielska rada, Kromka chleba ze smalcem, najszczerzej podana, Pełzanie płomyka świecy, żart, herbata, kawa, Uśmiech życzliwy i rozmowa w czterech ścianach klasy, ... mnie z pewnością zastąpią najlepsze frykasy. Styczeń 2005 r |
JEST WE MNIEco zielonym skinieniem każe nieść miłość, mieć niezachwianą nadzieję, wierzyć w dobra odrodzenie. Jest we mnie spiekota lata co gorącym promieniem do czynu rozpala, powściąga krnąbrną duszę przed bezmyślnym spalaniem. Jest we mnie spełnienie jesieni co wiatru podmuchem kruchość łez osusza, zgaszony uśmiech przywraca, zło wyrządzone przysłania. Jest we mnie dostojność zimy co całunem śniegu radość w smutek zamienia, oczy blasku pozbawia. w dłonie różdżkę wybaczania wkłada. gdy bladym świtaniem wciąga w wir życia nieustannie obraz dnia w kolorach namalować każe. Jest we mnie trwoga południa, gdy słońce na zachodnie się ściele, tak mało było światła w moich oczach trwogi w duszy skołatanej zbyt wiele. Jest we mnie nostalgia wieczoru gdy dzień w barwie szarości już gości uschnięty liść sfrunął bezszelestnie z drzewa, ptak umęczony do snu gniazdo mości. Jest we mnie prawda nocy gdy księżyc nad światem króluje, ża, tęsknota, śmiech, rozpacz po umyśle jak lamusie buszuje. Jest we mnie wszystkiego po trochę od lat z tą mieszanką się zmagam, jaka jestem naprawdę? wciąż nie wiem, ale za niewiedzę dziękuję bo wciąż jeszcze mam czas na poprawę. |
MOJA MIŁOŚĆdziś nic o nim nie wiem, miał dłonie do pieszczot stworzone i dzikie miewał spojrzenie. drzwi raju przede mną otworzył, pokazał życia bezkres ogromny rozmowy gwiazd w gałęziach zielonych. co przędzy myśli czarne rozwiewał, snem cudnym każdy dzień szary w ogród barw lata zamieniał. w zawieję, mróz i biel przeczystą, smutek za nim twarz mi wykrzywił łzy kaskadą spadały przejrzystą. drogi do szczęścia wciąż szukam, i póki oddycham, póty mam nadzieję, że kiedyś pokocham, że serce nie skamienieje. |
PIELGRZYMIw potokach deszczu i śnieżnej zamieci, prażeni słońcem południa, okryci jednaką pątniczą opończą, omdlewając w pyle szarej drogi, z pielgrzymim kosturem w ręku błękitno krwiści książęta i ciemne pospólstwo, żądni władzy i wyzwoleni włóczędzy, błędni rycerze i wyuzdane damy, samoistni kloszardzi i ubodzy bracia, niepokorni młodzi, pokonani starcy purpuraci i żonglerzy odprawiając pokutę za grzechy młodości, ofiarowując swój trud za nadzieję miłości. |
Jak te lata szyko minęłyPatrzę na wachlarz zdjęć czaro-białych Pamięć przymuszam do przebrzmiałych wspomnień. Widzę główką jasną, choć nie zupełnie blond Grymas uśmiechu – jak do fotografii Tajemniczość i szczęście biją z lic dziewczynki Tylko czas, który nie minął nie co się przytrafi. Tu, już panienka sądząc po mundurku Dumnie pręży swe ciało pod gazetką ścienną Świeża jeszcze ufność zdobi jej oblicze Czy próbuje przewidzieć co przyniesie życie? Na tym kobieta przeszczęśliwa stoi W mężczyzny dłonie wtuliła swe ręce Ich twarze dumne i pełne nadziei mówią, że Kto nie kocha zanadto, ten nie kocha najwięcej. Tutaj, spojrzeniem pogodnego nieba Dłońmi pełnymi dobroci i wiary Główki chłopców przytula do serca I sekrety miłości wyszeptuje w nadmiarze. Na ostatnim widać, że sny są wciąż koloru złota Przezornością, rozwagą dni codzienne splata Wszystko daje, chce tylko odrobinę miłości Taka sobie zwyczajna KOBIETA ! |
Przyjaciół mam w biedziegłowę w dół opuścić, odejść, i wielką dobrocią sprawia, że czoło do góry podnoszę i idę. i wokół ciemne widzę chmury, miękkim jak aksamit dawkę optymizmu w serce chore wlewa. i myślę, że dobro już zdeptane, mój policzek zrasza i wiarą w lepsze jutro skutecznie zaraża. i dusza miota się w rozpaczy, perlistym, delikatnym słowem łkanie stłumi i wargi do śmiechu przymusi. i komórki w panice chcą z ciała uciec, spod rzęs spojrzeniem mgłę rozpaczy rozproszyć potrafi. i panika rozpełza się we mnie, gestu, delikatną pociechą równowagę między radością a smutkiem przywraca. i ostatnia deska ratunku umyka z rąk, słowy i głosem prosto z serca hierarchię wartości potrzeb poukładać każe. i nie wiem czy noc to, czy dzień już, konkretna jak konkret, ulotny jak cień ona wie, że jest tylko życie, on lubi złudzenia. i smutek jak kamień przytłacza krew zastygłą pobudzi i wiarą w lepsze jutro do wstania z klęczek namówi. i serce w przepaść chce skoczyć, niebiańskim anioły do pomocy sprasza i drżeniem serca niechcący powściąga. i nie wiem jak żyć, dokąd pędzić, w głąb duszy wejrzeniem, twarde jak diament zasady o trwaniu pamiętać przymusza. przyjaciół kupić się nie da, Ja kłaniam się nisko, do ziemi, Mam Was – mnie nie ima się bieda. |
Mamie mojejMiłość w nich zawsze odbija się blaskiem, Masz dłonie zbrużdżone od dni trudu wielu, I uśmiech wciąż najmłodszy na świecie. Gdy na mnie patrzysz z miłością wielką, Zimna nie ma i noc jest przyjazna, Sen prosto z baśni śni się do końca Z duszy zawsze tęsknota ulata. Mamo Moja masz kilka serc w jednym Każde z nich gotowe w potrzebie przytulić, Szeptem umiesz rozpacz precz przegonić Nadmiar dumy za garb głupców uważasz. Pochylasz się z troską nad bochenkiem chleba Z pokorą witasz dzień, gdy gwiazdy bledną, Dziś przyjmij różę i dobre wspomnienia I łzę, w której pełno jest słońca dla Ciebie. |
FraszkaZapytał dwugarbny, odważny bo w grupie Usłyszał odpowiedź jednobrzmiącą: To co, ty w drugim nosisz zgarbie, Ja mam w ....? |
FraszkaBo tylko Ala - gdy za pióro chwyta Każde imię, każdy gest i każde zdarzenie Zmieni w zwiewny, malutki poemat. |
Zakończenie roku akademickiegoWszyscy wiedzą, że już z Uniwerkiem się żegnamy, Czas się rozstać, cóż w tym złego? - Koleżanko i Kolego Nim miesiączków minie parę, spotka się stara wiara. |