Twórczość MISI


„PAMIĘCI TEJ, KTÓREJ WŚRÓD NAS JUŻ NIE MA”

Pozwoliłam sobie w tym miejscu umieścić wiersze Nieodżałowanej naszej koleżanki, które zebrałam przez okres Jej bytności na SUTW w sekcji Poezji.
Skromny ten zbiór dedykuję osobom Jej bliskim, Dyrekcji SUTW, koleżankom z Sekcji Poezji oraz wszystkim tym, którzy Ją znali, kochali o Niej pamiętają.

CZEŚĆ JEJ PAMIĘCI!



Wiersze MISI - DANUSI KĘPIŃSKIEJ
prezentowane na SUTW

„Odeszłaś zbyt szybko,
Pogrążając nas w smutku i żalu
Odeszłaś w zaświaty, w czas nieznany i daleki.
Pozostał ból, smutek, rozpacz na wieki.
I jeszcze nadzieja, że Bóg obdarzy Cię
Szczęściem wiecznym i spokojem duszy.”

Zgasła dnia 13.03.2006 r / o godz. 700 - poniedziałek
Pożegnanie 15.03.2006 r / o godz.1400 - środa



Moje Teraz

Zbliżam się, staję, wstrzymuję odech
Ufna, pogodna, pokorna.
Pełzają ogniki w kolorowych kloszach
Kwiaty nie tam gdzie powinny.

Wspominam:
Moje tak,
Twój zachwyt, nasza noc
I życie na jeden ton
Na marsz z tej samej nogi,
Na zgubione klucze,
Na wiosenne przeziębienia,
Na ................ zawsze.

Potem ta noc, ten krzyk, ta bezsilność
I puste miejsce przy stole,
Samotny krawat w szufladzie,
Nie podpisana uwaga w dzienniczku,
Marzenia już nie do spełnienia.

I żal i niemoc i nie uwierzenie – Moje Teraz

Wałbrzych, listopad 2003 r




ŚWIĘTA

Gdy niebo rozświetli dywan z gwiazd,
Gdy śnieg zastygnie w brylantową szadź

Staniemy skupieni wokół tej bieli najbielszej
I odurzeni zapachem zieleni najzieleńszej,
Otuleni ciepłem świec,
Ze ściśniętym gardłem,
Zza zasłony łez
Popatrzymy na pusty talerz -
Nieczułego wartownika naszego stołu…

Wtedy wzruszeni, z sercem pełnym pokory
Podamy ten cudowny okruch chleba

I obiecamy sobie miłość
Przyrzekniemy dobroć
Będziemy życzyć szczęścia
I minie ucisk gardła
I wyschną łzy,
I nie zapytamy – dlaczego?
Na naszym stole coraz mniej talerzy...

Bo przecież przyszedł czas nadziei,
Bo nastało Boże Narodzenie,
Bo Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami.

Wałbrzych, grudzień 2003r

Wędrówka księżyca

Chodził księżyc po niebie
i gwiazdy potrącał,
wędrówkę rozpoczął od zamku,
od Książa.

Wspomniał dźwięki muzyki
i lamp migotanie,
tańce, śpiew, fajerwerki
- poranne świtanie.
Zadumał się nasz księżyc
bo wspomnień udręka,
hełmy, karabiny choć nie chce
- pamięta.
Twarz zanurzył w Daisy
i cierpki smak zniknął,
pobiegł między chmurami
- na Cisach przycupnął.
Droga przed nim daleka
bo gród wcale mały,
kościoły spały w prawdzie
- lecz organy grały.
Pięć dzielnic jak pięć palców
przemierzał wytrwale
pokłonił się ludzkim dłoniom
- historii ku chwale.

Grudzień, 2004 r

JESIEŃ

Jeszcze zielonozłote drzewa
dotykają błękitnej misy nieba,
Jeszcze las jest tak ogrzany,
że można przesłonić oczy i wejść w jutro.
A już panowanie nad światem
przejęła o dwu licach jesień.
Jedną twarz przyoblekła
w słońce i uśmiech serdeczny, ręką szczodrze darami obdarza,
korale jarzębiny na drzewach zawiesza,
umęczonym nogom dywan z liści ściele.
Druga twarz promienia
uśmiechu całkiem pozbawiona, gałęzie drzew swym oddechem do ziemi przygniata
liście kruche z drzew bezwzględnie odwiewa,
przed deszczu strugami ukrywać się każe.
Dwie osobowości,
jedna łączy myśl, mima smutno na rok zniknąć.
Cóż poradzić – idzie zima.

Listopad 2004 r

MOJE TERAZ


Usiedliśmy razem do pociągu życie,
Mijaliśmy dworce niepokój i trwoga,
Staliśmy długo na przystankach szczęście,
Aż przyszła stacja nieznana – rozstanie.

Dzisiaj na zimnej płycie stawiam chryzantemy,
W świecy knot zapalam drżącą ręką,
I jednej sekundy o wiele za dużo,
By nie pamiętać co zostało za mną.

Nie ma już marzeń do spełnienia razem,
Dróg do przebycia krok w krok, ręka w rękę,
Porannej herbaty na świtu witanie,
Muśnięcia policzka na dnia pożegnanie.

Przy mnie w przedziale tylko cień pozostał,
Zdjęcie w albumie z Twym uśmiechem słodkim,
Samotnie oglądany wschód słońca nad morzem,
Zapach wody kolońskiej w ręczniku zamknięty.

I chociaż łzy wciąż mają słonogorzki smak,
i zapalona zapałka nadal w dłoni drży,
To pociąg mój niezłomnie pędzi w dal,
Wystukując uparcie dwa słowa – pamiętaj, trwaj!

Listopad 2004 r

GRODNO


Stoisz wśród lasu, na wysokiej skale,
bronisz dostępu murem okolony.
Twój wiek sędziwy przyznaje nam prawo
do rozgrzeszania za to, co się niegdyś działo.
Na wieżę wiodły strome, wąskie schody,
łamaną ich linię poręcz łagodziła.
Kamienne podłogi zdobiły dywany,
wszystko oglądały oczy z twych witraży.
Zaznałeś niesprawiedliwości i okrucieństw sporo,
nad głowami z portretów brak poświaty złotej.
Pamiętać musisz gwałt i krew przelaną nieraz,
bo to jest historia lat twego tu bytu.
W salach pobrzmiewają echa twej przeszłości,
z lochów dobiega nikły jęk więzionych.
W labiryncie korytarzy i ślepych zaułkach,
można spotkać ducha strzegącej cię damy.
Dziś komnaty otwarte tchną spokojem błogim,
uchylasz podwoje dla licznych swych gości.
Przeszłością barwną okrzepły, wzmocniony,
zwracasz się ufnie ku latom przyszłości.

Listopad 2004 r

Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej
w Wałbrzychu

Dom Ci postawili w samym centrum miasta,
Dróg prowadzi tu sporo i kto chce ten trafi.
Doświadczyłaś cierpienia przed lat tysiącami,
Bolesną nazywana, ból koić potrafisz.
Wieki całe strzeżesz żyjących tu ludzi,
Bogatych i dumnych, sławnych, szanowanych.
Pieczą otaczasz żywiących nadzieję,
Cierpiących i słabych, chorych, pokonanych.

Otwarte za dnia drzwi zapraszają do wejścia,
Półmrok pozwala ukryć utrapienie.
Pełny oddania wyraz Twoich oczu,
Pomaga każdemu wymodlić życzenie.
Grudzień 2004 r


LATO

Złotozielone lato wpadło nagle przez otwarte okno,
Różowy wschód słońca rozświetlił parapet,
I ciepłym promieniem skinął uniżenie,
Szepcząc filuternie – to wszystko dla Ciebie

- rosa brylantowa na porannej trawie,
- ciężki kwiat słonecznika na smukłej łodydze,
- łan zboża kołysany południowym wiatrem,
- pachnące truskawki skąpane w śmietanie,

- przesypywany leniwie piasek na rozgrzanej plaży,
- łopot żagli sunących po szmaragdzie wody,
- kumkanie nieharmonijne żab w kępach tataraku,
- lawendowy krąg nieba z dziesiątkami ptaków,
- ule rozrzucone jak punkty na skraju sadu,
- koncert świerszczy za płotem w porze obiadu,
- rozedrgane żarem powietrze w miejskich autobusach,
- błyszczące brązem ciała w koszulkach przykusych,

- deszcz szybki, rzęsisty zmywający pot z twarzy,
- tęcza siedmiobarwna jak droga do marzeń
- lampiony gwiazd na aksamicie nieba,
- jedno wielkie pragnienie – takich lat nam trzeba!

Wałbrzych, lato 2004 r




































































TRYPTYK EROTYCZNY

Mijamy się co dnia na alejce w parku,
Ty z rozwianymi włosami i plecakiem na ramieniu
Świetlista i świeża jak poranna rosa.
Przebiegasz obok mnie obdarzając nieśmiałym uśmiechem,
Odwracam głowę i patrzę na twą znikającą postać.
Nogi jak w murowane w żwir dróżki, w głowie zamęt.
Rysuję Ciebie pytaniami, na które nie mam odpowiedzi -

Czy jesteś płocha jak sarna, czy śmiała jak puma?
Czy lubisz tańczyć, czy rozmowę o zmroku?
Czy bawią Cię podchody, czy zachęta na wprost?
Czy oblizujesz palec po zjedzeniu czekoladki?
Czy marszczysz czoło jak się czemuś dziwisz?

I chociaż jeszcze uściski rąk są nam obce
To ja już opuszkiem palca dotykam Twego policzka,
Odgarniam z czoła niesforny kosmyk,
Marzę - o z całowaniu łzy po wyjściu z kina,
Otulenia Cię ciepłym szalikiem, gdy wieje wiatr,
Wdychaniu zapachu fiołków, które trzymasz w dłoni.
Dziewczyno z marzeń – czy nazwę Cię moją?

II

A kiedy przyjdziesz do mnie ze słońcem na rzęsach świecącym,
I zawiśniesz wzrokiem na mych wargach oczekujących
Moje opadłe skrzydła podniosą się do lotu,
Strach o zwykłe, ludzkie jutro zniknie
Bo zamkniesz mnie w uścisku swych ramion,
Osłonisz jak tarczą przed światem.

Z moich lic zniknie rumieniec, zapalą się iskry w oczach
I będziemy szeptać cichutko słowa upojne.
Czubkami palców nakreślimy wzory na naszych ciałach,
Od twarzy aż do stóp.
Z pocałunkami jak ciepły deszczyk, oddechami jak letni wietrzyk,
Bez parawanu wstydu będziemy spadać w głębię rozkoszy.
Wilgoć splecionych ciał przeniesie nas w nierealny świat
Już nie będziemy pamiętać, że pot i łzy mają ten sam słony smak
Zapamiętam się w żarliwości słów, rozdygotaniu rąk
I będziemy podążać w stronę tęczy i będzie krzyk, spełnienie, cud.
Czy widzieliśmy naprawdę gwiazdy,
Czy tylko taflę jeziora?

III

Czekasz na niego z rosnącym niepokojem,
Wyobraźnia podsuwa obrazy sprzed lat
Jednak rzeczywistość krzyczy rozpaczą, że one nie wrócą.
I kaskady ponurych myśli przetacza przez mózg.

Podobno wiara czyni cuda,
Czy cud przydarzy się tej nocy?

Boisz się, boisz, że dzisiaj także zabłądził i uległ,
Że zawładnęła nim „pani” w przeźroczystej sukience
I z ironią spogląda na ruch ręki w górę,
Na gwałtowne odchylenie głowy i ten znany gest.

W miarę jak on nabiera ochoty na więcej,
Ona nieprzyzwoicie szybko znika.

Taki mocarny, odważny wraca do ciebie
Witasz go oddzielona murem obojętności
Ale z wyschniętych ust nie pada słowo skargi,
Gdybyż spojrzeniem można wykrzyczeć ból?

Czy wyzwolisz się poprzez ręce złożone jak do modlitwy,
Czy ustami otwartymi jak do krzyku?

Nie widzi gęstniejącej nienawiści, pożądanie domaga się ujścia
Pokój mrocznieje, w zapadającej ciemnościami rani twe ciało,
Stalowym, nieczułym uchwytem rąk.
On się spełnił, tobie pozostały niechciane łzy, nieposłuszne łzy.
Wałbrzych, marzec 2004r

WIGILIA

W pokoju smukły świerk stoi,
aż do sufitu sięga,
złote lampki blask rozsiewają,
cichutko pobrzmiewa kolęda.
W kuchni karp na półmisku,
pachnie mak i wanilia,
tato krzesła do stołu dostawia,
mama broszkę przy bluzce zapina.
Obrus bielutki stół nakrył,
Pan na sianeczku leży,
troski za progiem zostały,
zewsząd ku nam radość bieży.
Stoimy najbliżej siebie,
łza brylantowa niech spłynie,
miłości słowa najbliższym,
szeptajmy w tej cudu godzinie.
Z wysokiego nieba na saniach,
pędzą błyszczące promienie,
każdy z nich spełni dzisiaj,
najśmielsze nawet życzenie.

Grudzień 2004 r














ZIMA

Do słońca tak daleko,
świat spowił dywan śniegu,
chmury mają barwę
ciemnego grafitu,
pułap nieba wyraźnie się zniżył.

Deszczu i śniegu nam dosyć,
świerszcza bzykania brakuje,
dni wiele przeminąć musi
by zauważyć się dało,
jak promień słońca
kwiaty na łące maluje.

Styczeń 2005 r

ZAPROSZENIE

Na wirtualną wyżerkę teraz Was zapraszam,
W kąt ryż, makarony, niech znika i kasza,
Na stół są podane półmiski z mięsiwem,
Kaczka z jabłkiem, ćwiartki chrupiącej sarniny,
Polędwica duszona a do niej borówki,
Kotlety jagnięce, w salaterkach surówki,
Gęś w zielonym sosie z dużym kalafiorem,
Homar z francuskim groszkiem, szparagi duszone,
Karp w ziołach, łosoś z rusztu na maśle pieczony,
Ciasto z bakaliami, kremy i słodyczy kosze,
... na tak skromny posiłek chętnie gości sproszę.

Dziś wystarczyć nam musi mała szkolna salka,
Pogaduchy o zmroku, przyjacielska rada,
Kromka chleba ze smalcem, najszczerzej podana,
Pełzanie płomyka świecy, żart, herbata, kawa,
Uśmiech życzliwy i rozmowa w czterech ścianach klasy,
... mnie z pewnością zastąpią najlepsze frykasy.

Styczeń 2005 r

JEST WE MNIE


I
Jest we mnie delikatność wiosny
co zielonym skinieniem
każe nieść miłość,
mieć niezachwianą nadzieję,
wierzyć w dobra odrodzenie.


Jest we mnie spiekota lata
co gorącym promieniem
do czynu rozpala,
powściąga krnąbrną duszę
przed bezmyślnym spalaniem.

Jest we mnie spełnienie jesieni
co wiatru podmuchem
kruchość łez osusza,
zgaszony uśmiech przywraca,
zło wyrządzone przysłania.

Jest we mnie dostojność zimy
co całunem śniegu
radość w smutek zamienia,
oczy blasku pozbawia.
w dłonie różdżkę wybaczania wkłada.
II
Jest we mnie wiara poranka
gdy bladym świtaniem
wciąga w wir życia nieustannie
obraz dnia w kolorach namalować każe.

Jest we mnie trwoga południa,
gdy słońce na zachodnie się ściele,
tak mało było światła w moich oczach
trwogi w duszy skołatanej zbyt wiele.
Jest we mnie nostalgia wieczoru
gdy dzień w barwie szarości już gości
uschnięty liść sfrunął bezszelestnie z drzewa,
ptak umęczony do snu gniazdo mości.

Jest we mnie prawda nocy
gdy księżyc nad światem króluje,
ża, tęsknota, śmiech, rozpacz
po umyśle jak lamusie buszuje.

III

Jest we mnie wszystkiego po trochę
od lat z tą mieszanką się zmagam,
jaka jestem naprawdę?
wciąż nie wiem,
ale za niewiedzę dziękuję
bo wciąż jeszcze mam czas
na poprawę.

Styczeń 2005r

MOJA MIŁOŚĆ

Był ktoś bardzo mi bliski
dziś nic o nim nie wiem,
miał dłonie do pieszczot stworzone
i dzikie miewał spojrzenie.
Porwał mnie pośród tłumu
drzwi raju przede mną otworzył,
pokazał życia bezkres ogromny
rozmowy gwiazd w gałęziach zielonych.
Był wiatrem zawsze wiosennym
co przędzy myśli czarne rozwiewał,
snem cudnym każdy dzień szary
w ogród barw lata zamieniał.
Odszedł w noc zimną, złowrogą
w zawieję, mróz i biel przeczystą,
smutek za nim twarz mi wykrzywił
łzy kaskadą spadały przejrzystą.
Miotam się dzisiaj po bezdrożach wspomnień
drogi do szczęścia wciąż szukam,
i póki oddycham, póty mam nadzieję,
że kiedyś pokocham, że serce nie skamienieje.

Luty 2005 r






PIELGRZYMI

Chłostani wichrem górskich przełęczy,
w potokach deszczu i śnieżnej zamieci,
prażeni słońcem południa,
okryci jednaką pątniczą opończą,
omdlewając w pyle szarej drogi,
z pielgrzymim kosturem w ręku
idą
nieomylni królowie i pokorni żebracy,
błękitno krwiści książęta i ciemne pospólstwo,
żądni władzy i wyzwoleni włóczędzy,
błędni rycerze i wyuzdane damy,
samoistni kloszardzi i ubodzy bracia,
niepokorni młodzi, pokonani starcy
purpuraci i żonglerzy
idą

odprawiając pokutę za grzechy młodości,
ofiarowując swój trud za nadzieję miłości.

Post, Wielkanoc 2005 r

Jak te lata szyko minęły

Przemknęły jak konie w galopie
Patrzę na wachlarz zdjęć czaro-białych
Pamięć przymuszam do przebrzmiałych wspomnień.
Widzę główką jasną, choć nie zupełnie blond
Grymas uśmiechu – jak do fotografii
Tajemniczość i szczęście biją z lic dziewczynki
Tylko czas, który nie minął nie co się przytrafi.
Tu, już panienka sądząc po mundurku
Dumnie pręży swe ciało pod gazetką ścienną
Świeża jeszcze ufność zdobi jej oblicze
Czy próbuje przewidzieć co przyniesie życie?
Na tym kobieta przeszczęśliwa stoi
W mężczyzny dłonie wtuliła swe ręce
Ich twarze dumne i pełne nadziei mówią, że
Kto nie kocha zanadto, ten nie kocha najwięcej.
Tutaj, spojrzeniem pogodnego nieba
Dłońmi pełnymi dobroci i wiary
Główki chłopców przytula do serca
I sekrety miłości wyszeptuje w nadmiarze.
Na ostatnim widać, że sny są wciąż koloru złota
Przezornością, rozwagą dni codzienne splata
Wszystko daje, chce tylko odrobinę miłości
Taka sobie zwyczajna KOBIETA !
Dzień Kobiet - 2005 r





Przyjaciół mam w biedzie

Gdy chcę się już wycofać
głowę w dół opuścić, odejść,
pamiętam
- jest Ala co szlachetnością swego serca
i wielką dobrocią sprawia,
że czoło do góry podnoszę i idę.

Gdy we wszystko wątpię
i wokół ciemne widzę chmury,
pamiętam
- jest Czesia co głosem
miękkim jak aksamit
dawkę optymizmu w serce chore wlewa.

Gdy zło zatriumfuje obok
i myślę, że dobro już zdeptane,
pamiętam
- jest Ela co łzą ciepłą
mój policzek zrasza
i wiarą w lepsze jutro skutecznie zaraża.

Gdy strach gardło ściska
i dusza miota się w rozpaczy,
pamiętam
- jest Ewa co śmiechem
perlistym, delikatnym słowem
łkanie stłumi i wargi do śmiechu przymusi.

Gdy niemoc się zakradnie
i komórki w panice chcą z ciała uciec,
pamiętam
- jest Halinka co magicznym
spod rzęs spojrzeniem
mgłę rozpaczy rozproszyć potrafi.

Gdy się z losem targuję
i panika rozpełza się we mnie,
pamiętam
- jest Krysia co wytwornością
gestu, delikatną pociechą
równowagę między radością a smutkiem przywraca.

Gdy wiarę w ludzi zatracam
i ostatnia deska ratunku umyka z rąk,
pamiętam
- jest Marynia co misternymi
słowy i głosem prosto z serca
hierarchię wartości potrzeb poukładać każe.
>
Gdy łzy się rozlewają na twarzy
i nie wiem czy noc to, czy dzień już,
pamiętam
- jest Maria, jest Maryś - urocza para
konkretna jak konkret, ulotny jak cień
ona wie, że jest tylko życie, on lubi złudzenia.

Gdy nadziei zgaśnie iskierka
i smutek jak kamień przytłacza
pamiętam
- jest Ninka, co czarowną mocą ufności
krew zastygłą pobudzi i wiarą w lepsze jutro
do wstania z klęczek namówi.

Gdy uśmiech się gdzieś zagubił
i serce w przepaść chce skoczyć,
pamiętam
- jest Terenia co życzeniem
niebiańskim anioły do pomocy sprasza
i drżeniem serca niechcący powściąga.

Gdy rozpacz się we mnie panoszy
i nie wiem jak żyć, dokąd pędzić,
pamiętam
- jest Zosia co najczulszym
w głąb duszy wejrzeniem, twarde jak diament
zasady o trwaniu pamiętać przymusza.

Przesłania ten wiersz mieć nie może,
przyjaciół kupić się nie da,
Ja kłaniam się nisko, do ziemi,
Mam Was – mnie nie ima się bieda.

Kwiecień 2005 r




Mamie mojej

Mamo, masz oczy błękitne jak niebo,
Miłość w nich zawsze odbija się blaskiem,
Masz dłonie zbrużdżone od dni trudu wielu,
I uśmiech wciąż najmłodszy na świecie.

Gdy na mnie patrzysz z miłością wielką,
Zimna nie ma i noc jest przyjazna,
Sen prosto z baśni śni się do końca
Z duszy zawsze tęsknota ulata.

Mamo Moja masz kilka serc w jednym
Każde z nich gotowe w potrzebie przytulić,
Szeptem umiesz rozpacz precz przegonić
Nadmiar dumy za garb głupców uważasz.

Pochylasz się z troską nad bochenkiem chleba
Z pokorą witasz dzień, gdy gwiazdy bledną,
Dziś przyjmij różę i dobre wspomnienia
I łzę, w której pełno jest słońca dla Ciebie.

Maj 2005 r

Fraszka

Jednogarbnego samotnika wielbłąda
Zapytał dwugarbny, odważny bo w grupie
Usłyszał odpowiedź jednobrzmiącą:
To co, ty w drugim nosisz zgarbie,
Ja mam w ....?

Styczeń 2005 r

Fraszka

Niech mnię Zosia o fraszki nie prosi
Bo tylko Ala
- gdy za pióro chwyta
Każde imię, każdy gest i każde zdarzenie Zmieni w zwiewny, malutki poemat.

Czerwiec 2005 r



Zakończenie roku akademickiego

Po promieniu słońca dzień zbiega zaspany
Wszyscy wiedzą, że już z Uniwerkiem się żegnamy,
Czas się rozstać, cóż w tym złego? - Koleżanko i Kolego
Nim miesiączków minie parę, spotka się stara wiara.

Czerwiec 2005 r
Powrót do strony głównej